Niedziela - wyruszamy w stronę Rumuni
Spakowani, pozytywnie nastawieni zaraz po wypiciu kawy ruszamy w stronę przejścia granicznego w Koniecznej. Jest dość rześko, pierwsze kilometry uciekają szybko. Na tej granicy (jak i na wszystkich przekraczanych później) cisza spokój, brak jakiejkolwiek kontroli, standardowo tylko przy wjeździe do samej Rumuni dowód i można dalej. Na dzisiaj mamy zaplanowany długi odcinek, bo ta część Słowacji i Węgier jest dla nas mało atrakcyjna.
Pogoda cały czas dopisuje, prowadzi nas google maps co chwile znajduje krótsza trasę i po raz kolejny wywiozła nas na zamknięte przejście (23 sekunda na filmie). Po wjeździe do Rumuni robimy dłuższą przerwę na kanapki i kierujemy się już w stronę dzisiejszego celu parku Apuseni. Krajobraz póki nie zmienia się od wjazdu na Słowację - płasko wszędzie pola słoneczników i kukurydzy.
Po drodze mijamy kilka biednych cygańskich wiosek, dzieci wybiegające na drogę, pokazują aby dodać gazu no ale Varadero nie z tych które idzie łanie z dźwiękiem do odciny ;) W mieście Huedin spotykamy bogatszych znajomych Romów, cześć willi jest ciągle nie dokończonych ale większość robi wrażenie. Takich widoków na Rumuni jest dość sporo.
W oddali zaczynają pokazywać się już góry - do Apuseni będziemy wjeżdżać od strony północnej. Masa krętych dróżek jezioro Beliș-Fântânele mamy cały czas po prawej stronie. Jest niedziela, Rumuni spędzają wolny czas na biwakowaniu nad rzeką. Robimy małą przerwę, na zdjęcia trochę ujęć z drona.
Nie mamy zarezerwowanego noclegu, jak się później okazało na miejscu nie było aż tak łatwo znaleźć coś wolnego do spania. Zmęczeni po całym dniu, ale w końcu mamy miejsce do spania Casa Bradeana. Właścicielka poczęstowała nas domowej produkcji nalewka i śliwowicą.
Poniedziałek - Transalpina
Rano pakujemy kufry, właścicielka zaprasza nas jeszcze na kawkę. Nawigacje ustawiam na Wąwóz Vălişoarei. Trasa cały czas prowadzi przez górki, wzdłuż rzeki. Niestety zaczyna padać, po drodze natrafiamy na wodospad Sipote. pomagamy starszym ludziom zrobić fotki, babcia stara się podziękować, ale bariera językowa jej na to nie pozwala. W ramach podziękowania dostajemy brzoskwinie ;) Deszcz niestety coraz bardziej zaczyna padać, musimy ubrać stroje przeciwdeszczowych. Sam wodospad jest bardzo ładny i warty zobaczenia.
W miarę upływu kilometrów deszcz odpuszcza, a my dojeżdżamy do malowniczej góry. Robimy często postoje na foty i latanie dornem. Pogoda pozwala na ściągniecie przeciw deszczówek. Po przejechaniu Wąwozu Vălişoarei kierujemy się na Transalpine
Mimo dużego ruchu na drodze udaje nam się sprawnie dotrzeć do miasta Sebes, gdzie zatrzymujemy się na chwilkę na tankowanie i kanapkę ze stacji. Wjeżdżamy na drogę o numerze DN67C Transalpine, ale ta właściwa zaczyna się dopiero po przejechaniu kilkunastu kilometrów. jest bardzo ciepło, robimy częste postoje. Po drodze spotykamy motocyklistów niemal z całej europy.
Mała przerwa na kawę i odpoczynek. Pokonujemy coraz większą ilość zakrętów a widoki zmieniają się wraz ze zmiana wysokości.
Docieramy do znaku informującego o tym chyba najładniejszym odcinku Transalpiny, jest początek tygodnia ruch jak na tą trasę bardzo mały. Jedziemy na szczyt co chwilę zatrzymujemy się zrobić fotki.
Jedyna rzecz jaka notorycznie się powtarza i nas "denerwuje" to ciągłe śmieci, niestety głownie Rumuni nie dbają zbyt o to aby papierki trafiały do kosza. Na kramach kupujemy naklejkę, magnesy i ser bardzo dobry. Mamy zaklepany hotel na bookingu zaraz przy trasie. Na miejscu okazuje się ze nie jest on w stanie który widzieliśmy na ogłoszeniu, ale tragedii też nie ma. Zaraz obok jest fajna restauracja, serwują lokalną palinkę i dobre jedzenie.
Wtorek- Transfăgărășan
Z samego rana schodzimy na kawę i śniadanie które jemy na tarasie. Widać, że dużo hoteli wystartowało z budową ale nie zostało ukończonych. Do naszego celu drogi Transfogarskiej mamy spory kawałek, początek trasy to spora cześć Transalpiny a później nudny przejazd.
Po drodze robimy zakupy w lokalnym sklepie, wszędzie można płacić karta i niemal przy każdym nawet małym kiosku stoi automat z kawą. Mijamy też ciekawy lasek z pomalowanymi drzewami.
Rumunia zadziwia nie tylko pięknymi widokami, czasem można trafić na równie ciekawe rzeczy
Przed wjazdem na samą droge DN7C tankujemy moto i kupujemy palinkę u przydrożnego handlarza. Sama droga już na samym początku zaczyna zachwycać. Tunele zapora, wiadukty do szczęścia brakowało nam tylko widoku niedźwiedzia. Ruch był bardzo duży, pewnie dlatego że było już popołudnie, zdecydowanie lepiej zaczynać tą trasę z samego rana.
Dla nas ta trasa wygrywa z Transalpiną, ale to trzeba zobaczyć na własne oczy i porównać samemu.
Po drugiej stronie tunelu nie jest już tak fajnie, nie chodzi tutaj o widoki, lecz ilość samochodów motocyklistów, zniechęca aby się zatrzymywać. Ciężko przecisnąć się miedzy samochodami czy zrobić jakąś sensowna fotkę na której nie będzie 10 innych osób w tle. Kilka fotek udało nam się zrobić, rezerwujemy hotel na początku północnej części drogi.
Robimy małe zakupy, mamy dość sporo palinki zakupionej wcześniej wiec można trochę pobiesiadować oczywiście z umiarem ;) który jak się rano okazało poszedł w zapomnienie (przynajmniej u kierowcy). Ale jak się okazało nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, człowiek nie wielbłąd napić się musi. Rano powtarzamy wyjazd na Transfokatora :)
Środa - dojeżdżamy do Bukaresztu !
Z samego rana pakujemy się, poprzedniego wieczoru zdecydowaliśmy że musimy jeszcze raz zobaczyć serpentyny i jezioro na szczycie, że o niedźwiedziu nie wspomnę. Udało się zrealizować tylko dwa pierwsze punkty, ale warto było. Odpaliłem też drona, to pierwszy lot tak wysoko w górach i pomiędzy nimi, później było już łatwiej.
Przy jeziorze na szczycie tez nie było dużego ruchu, podziwiam ludzi którzy wchodzą na szczyt. Z samego dołu wyglądali jak małe mrówki.Samo jezior również bardzo ładne. Robimy kilka fotek i zjeżdżamy na dól na kawę i małe śniadanie.
Przed nami daleka droga do Bukaresztu a po drodze chcemy zaliczyć Trans Bucegi która okazała się bardzo ładną widokową trasą. Po drodze do niej bardzo duży ruch, masa ciężarówek, przebudowy drogi i mega gorąco. Ale w końcu docieramy na miejsce i powiem, że naprawdę warto odwiedzić to miejsce.
Teraz już prosto do samej stolicy Rumunii, nie spotykamy już nic ciekawego na drodze, no może oprócz osy która wpadła w rękaw i kilka sztywnych psów na poboczu. Hotel mamy w miarę blisko centrum, z trudem dojeżdżamy dość zmęczeni i zgrzani po całym dniu. Ruch i zamieszanie jest konkretne, nawet Google Maps nie nadąża z pokazywaniem trasy. Meldujemy się w hotelu szybka, kąpiel i ruszamy spacerkiem na miasto.
Na kolacje piwko i dobra pizza. Kolejny dzień do Morze Czarne
Czwartek - Morze czarne
Bukareszt z samego rana przywitał nas sporym ruchem, ogólnie panuje tutaj chaos i nieporządek. Ale już nie narzekamy, nudną autostradą docieramy nad Morze Czarne, zostawiamy moto i bagaże w hotelu. Spacerkiem idziemy na plaże napotykając polskie akcenty :)
Jako że nie jesteśmy fanami prażenia się na słońcu, długo nie wytrzymujemy i po krótkiej kąpieli w morzu wracamy na hotel coś zjeść i troszkę odpocząć. Dopiero wieczorem plaża podoba nam się o wiele bardziej.
Piątek - Morze czarne 2
Rano pakujemy się jemy śniadanko i zmieniamy hotel. Po drodze zatrzymujemy się w Konstasie, stare kasyno które chcieliśmy zobaczyć niestety jest w remoncie.
Doba hotelowa zaczyna się od 14 musimy zostawić moto przebrać się i z powrotem na plaże. Tutaj zdecydowanie mniejszy ruch mniej ludzi. Wiało okropnie ale przez to temperatura aż tak nie dokuczyła, a opalało konkretnie ;) Mamy już swój pokoik, chwila odpoczynku i jedziemy na zakupy. Niechcący nadepnąłem pani na stopę moim trekingowym bucikiem za co otrzymałem soczystą rumuńska wiązankę powitalna. Ale za to mamy artykuły niezbędne do życia i spędzenia miłego wieczorku na plaży :)
Ujęcia z drona wyszły pięknie :) Ale i te z aparatu niczego sobie
Ubrania które wcześniej zgubiliśmy, dzisiaj zdecydowanie by się przydały, zmoknięci ale z nadzieją że zaraz wyjdzie słonce wracamy do Polski. Podsumowując odwiedziliśmy wszystkie punkty naszej podróży, polecamy Rumunie ! Do zobaczenia na kolejnej wyprawie
Sobota - Bicaz
Tego dnia mamy chyba najwięcej kilometrów do pokonania, startujemy wcześnie rano, Jest chłodno ale lepsze to niż 30 stopni w cieniu. Po drodze mijamy pola obsiane kukurydza, słonecznikami i konopiami.
Nic ciekawego się nie dzieje, kolejne miasto kolejna wioska, kilometry jak na złość nie chcą uciekać w przeciwieństwie do naszych przeciwdeszczowych kombinezonów i spodni. Zapięte na kufrze centralnym wybrały wolność, zanim się zorientowaliśmy było już za późno, teraz pozostało trzymać kciuki aby nie zaczęło padać. Szczęśliwemu znalazcy niech służą przez długie lata :)
Po wyczerpującej drodze jesteśmy w naszym hotelu w okolicach Bicaz. To był bardzo męczący dzień, dużo przystanków po drodze bo plecy i tyłki odmawiały posłuszeństwa. Trasa z tego dnia:
Niedziela - Maramures
Z samego rana ruszamy z hotelu w stronę widokowej trasy Trans Rarau, po drodze mamy odłożony na dzisiaj Bicaz.
Tego dnia w Rumuni było chyba jakieś święto na cmentarze ludzie schodzili się z koszykami z jedzeniem, próbowałem później odszukać dokładniejszych informacji na ten temat ale niestety nic nie znalazłem. Ten dzień obfitował w piękne widoki jeziora góry zapory, strumyki. Tak mijała nam trasa do samej Trans Rarau.
Sama Trans Rarau była równie piękna, zatrzymywaliśmy się często robiąc masę fotek.
Teraz nawigacje ustawiam w stronę Borsy w region Maramures, gdzie byłem kilka lat wcześniej.
Na nocleg znaleźliśmy fajną miejscówkę, z balią która wcześniej przypadła mi do gustu :) Właściciele poczęstowali nas palinką co skłoniło do większego zakupu w ramach poczęstunku będąc już w Polsce.
Poniedziałek - powrót do domu
Na naszej wyprawie to już ostatni dzień podróży. Po drodze odwiedzamy Wesoły Cmentarz i kierujemy się w stronę granicy z Węgrami.