Pogoda również nie dała za wygrana i w deszczu męczymy się aż do Budapesztu, uzbrojeni w przeciwdeszczowe kombinezony wybieramy autostradę (Słowacja darmowa, Węgry płatna dla motocykli około 20 zł za 10 dni) Kilometry uciekają mijamy Balaton wjeżdżamy do Chorwacji, by wieczorem zawitać nad morzem :)
W znalezieniu noclegu wspomagam się trochę internetem, lecz szybko dajemy za wygraną bo w żadnym z apartamentowy nie ma właściciela tylko wczasowicze... Na szczęście w restauracji znajdujemy pomoc i właścicielka dzwoni do znajomych mamy gdzie spać :) Ceny nie są jakoś wygórowane można śmiało znaleźć do 100 zł. Następny dzień to kierunek Makarska gdzie są znajomi. Jedziemy cały czas wybrzeżem widoki świetne. Nawigacja trochę gubi by ominąć autostradę przejeżdżamy podwórko jakiegoś Pana lądujemy na kamienistej drodze ale szybko trafiamy z powrotem :) Dziwi nas widok ułożonych kamieni odgradzających pola, dopiero później zgłębiamy temat mniej więcej wiemy o co chodzi.
Po południu docieramy do celu i znajdujemy znajomych, później plaża i girll;) na następny dzień jedziemy na górę SV Jure. Wspinamy się wąską krętą droga, widoki przepiękne, konie biegające dziko, co jakiś czas w nieckach widać małe ogródki z warzywami, ciekawe kto się nimi zajmuje? jak wszędzie tak daleko i dojazd ciężki.
Później udajemy sie w stronę Bośni i Hercegowiny. Jest bardzo gorąco temperatura dochodzi do 26 stopni. Granice przekraczamy spokojnie i szybko. Bośnia to ciekawy kraj z ciężką historią, mijamy ostrzelane budynki, zostaje jeszcze kilka pamiątek po wojnie. Jadąc kolejne kilometry widzimy wioski typowo chorwackie, bośniackie i serbskie. Kościoły przeplatają się z meczetami, widać podział kraju. BiH nie jest w uni dlatego brak internetu ogranicza mapy Google i nawigacja wywaliła nas na nową autostradę, tunele zrobione idealnie no ale chcieliśmy przejechać Sarajewo niestety wylądowaliśmy na obwodnicy :/ no nic następnym razem.
Nie mamy waluty chociaż wszędzie można zapłacić kartą, ale na nocleg wybieramy Chorwację. Na granicy trochę tłok ale na szczęście to nie Ukraina gdzie trzeba czekać w kolejce za samochodami i wjeżdżamy bokiem , celnik tylko kątem oka spogląda na paszporty, wbija pieczęć i można jechać dalej. Szybko znajdujemy nocleg. Następny dzień ruszamy w stronę domu zahaczając o Balaton
Woda w miarę ciepła, płytko ludzi masa, ceny dość wysokie zatrzymujemy się na parę godzinek. Jemy słabą trochę pizze ale popijamy dobrą lemoniadą i można jechać w kierunku Budapesztu tam burza, ciężko o miejsce w hotelu ale znajdujemy swój ze śniadaniem, rano wjazd na most i troszkę zwiedzania z moto i dom :) Chciałoby napisać się więcej ale pewne rzeczy trzeba samemu zobaczyć o pewnych się nie pisze, entuzjazm do opisania wycieczki był mega, później jakby zniknął... Na dole trasa jaką przejechaliśmy może mało ale dopiero się uczymy dalekich wycieczek.
Jak przebiegała trasa:
Tylko taki krótki filmik tym razem: